Versace

Carmen

- Hej - powiedziałam - Vi kupujesz coś??

Violett

- O! Wy juz po zakupach? - spojrzała na ich wypchane torby - Ja musze sobie coś kupić.. muszę!- powiedziała i rzuciła się w wir zakupów..

Carmen

- Zaśmiałam się...

Lizzy

Oddała mu palucha w brzuch i zaczęła się śmiać.
-Już wolę być małpą niż śmierdzącym diabłem.-powiedziała i zwróciła się do Vi-Daj spokój, chodź idziemy do klubu albo na kawę.

Violett

- Tak Carmen! - krzyknęła z głębi sklepu mając juz na ręce kilka sukienek do mierzenia.

Lizzy

-O matko- westchnęła i dodała-Chora zakupocholiczka.- podeszła do Vi i zaczęła odciągać ją od przymierzalni.-Idziemy na kawę!- powiedziała stanowczo.

Carmen

- No dajesz szybko przymierzaj - cały czas się śmiałam...

Violett

- Lizzy..Poczekaj.. - powiedziuała wychodząc z przymierzalni z czerwoną sukienka w ręce- Wybiore szpilki do niej i idziemy- powiedziała

Eric

-uwazasz, ze moje zajeboskie perfumy lacoste smierdza? - spojrzal na nia maslanymi oczkami

Violett

Wzięła z pólki szpilki w rozmiaże 4 i pól i pobiegła do kasy.
- Moze zakupoholiczka, ale az mnie ssało.. - puściła oczko Lizzy.. - Znów mam ochote na martinii - powiedziała

Lizzy

Zostawiła Vi i zwróciła się do Ercia:
-Szczerze. To Cię nie wąchałam i wolę nie próbować bo mogę nie przeżyć.- zażartowała.-I te Twoje maślane oczy nie wystarczą. Pójdziesz z nami na kawę jak ta wariatka w końcu skończy kupować?-zapytała wskazując na szalejącą Vi.

Violett

Zapłaciła
- To gdzie idziemy? - spytała

Lizzy

-Martini z samego rana? Ty szalona dziewczyno!-zwróciła się do Vi stawiając akcent na szalona.

Violett

- Martini jest zawsze dobre! - powiedziała dośc głośno - To gdzie?

Lizzy

-Jak to gdzie? Tam gdzie serwują najlepszą kawę w Londynie czyli do „Jazz cafe”. Nie pozwolę Ci się upijać z samego rana.